Jesteś tutaj

Jesienny Biwak SKT - liczenie bunkrów w Górach Orlickich 4-6 grudnia - Relacja

Gdy myślicie o weekendzie za miastem, pod namiotem, góry, słońce, chleb z pasztetem na śniadanie, konserwy na obiad, kabanosy na kolację… Ach wakacje! To pierwsze, co przychodzi na myśl, prawda? A gdybyśmy powiedzieli wam, że w SKT biwaki najczęściej organizuje się… jesienią i zimą? :)

W dniach 4-6 grudnia odbył się więc kolejny biwak jesienny. Tym razem pojechaliśmy w Góry Orlickie do naszych południowych sąsiadów. Pierwsza grupa ruszyła już w środku czwartkowo- piątkowej nocy (pociągiem o 5.20) do Kudowy-Zdrój. Stamtąd dzielnie omijając browar w Nachodzie, ruszyli czerwonym szlakiem ku mieścinie Novy Hradek, wspominając 40 Rajd Elektryka, gdy jedna z tras prowadziła tymi samymi rejonami. Za Olesnicami w Orlickich Horach zaczęli szukać miejsca na nocleg (plecaki dziwnym trafem wcale nie były lżejsze, choć zapasy spożywcze zostały nieco uszczuplone). Po znalezieniu odpowiedniej miejscówki (co nie było łatwe w mlecznej, opatulającej wszystko mgle), podjęto próbę rozpalenia ogniska. Późnym wieczorem, gdy część gawiedzi już zasnęła, do zmęczonej ekipy dotarła druga grupa biwakowiczów – ludzi pracy, którzy wyruszyli z Wrocławia ok. 16, a na miejsce dotarli w okolicach północy (ach, te skróty!). Na miejscu przywitano ich ogniskiem (próba wzniecenia płomienia zakończyła się sukcesem po godzinie!) i rozgrzewaczami, co by umilić trud i kres wędrówki. Gdy noc zapadła na dobre, wpełzliśmy do (swoich) śpiworów (lub w wersji ekstremalnej – do hamaka) i zapadliśmy w błogi sen.

Nad ranem, po pożywnym posiłku i złożeniu obozowiska, ruszyliśmy w dalszą drogę. Bunkrów zaczęło przybywać, i choć ciężko je było wypatrywać w gęstniejącej mgle – naliczyliśmy ich ok. 20, zanim się ściemniło. Kolejnym punktem godnym wspomnienia, były okolice szczytu Velka Destna, gdzie uświęciliśmy zdobycie najwyższego punktu naszej weekendowej wędrówki. Po kilku godzinach dalszego marszu natrafiliśmy na polanę Peticesti, która była miejscem idealnym do rozbicia namiotów i zrobienia ogniska. Tym razem rozpalanie poszło szybciej i już po pół godzinie cieszyliśmy się ciepłem i ususzającą mocą ognia. Parę minut po północy 6. grudnia przybył nawet Mikołaj! Niestety jego worek nie mieścił prezentów, ale w ramach zadośćuczynienia podzielił się z nami swoimi ciekłymi zapasami. Tej nocy również spaliśmy jak susły. Niektórym było nawet tak ciepło, że nie zamknęli namiotu (może jednak wypatrywali mikołajkowych prezentów?).

W niedzielny poranek, po zwinięciu obozu, śniadaniu i przywitaniu się z opiekunem pobliskiej chatko-wiaty, obraliśmy kierunek zachodni. Trzyosobowa grupa emerycka zeszła 7 km do Polski i po godzinie łapania stopa, dotarła do Dusznik. Największa, najwytrwalsza części grupy udała się na kolejny ponad 20-kilometrowy spacer i po 9 godzinach, zmęczeni, ale szczęśliwi, dotarli do Międzylesia.

Jeśli chcielibyście sprawdzić, czy spanie w namiocie na śniegu i rozpalanie ognia z mokrego drewna jest możliwe, to zapraszamy na kolejny biwak – szczegóły już niebawem!

neira