Jesteś tutaj

XL Rajd Elektryka - sprawozdanie ze szkoleniówki 10-11 października

(fot. Szymon Szymczak, Błażej Woliński)

40 Rajd Elektryka naładuje wszystkich pozytywną energią – SKT się szykuje!

40 urodziny zazwyczaj obchodzi się hucznie – nie bez przyczyny Jerzy Gruza wymyślił „Czterdziestolatka”. Wkrótce razem zaśpiewamy: „40 Rajdów minęło jak jeden dzień”. SKT podjęło starania, abyście nigdy nie zapomnieli tego jubileuszowego Rajdu Elektryka. Od 10 do 11 października szkoliliśmy się, i szykowaliśmy dla Was niespodzianki w Dusznikach Zdroju.

„Godzina piąta, minut trzydzieści, kiedy pobudka zagrała,
SKTowiczów dzielna gromada, na szkoleniówkę ruszała.”

Pomimo „głębokiego środka nocy”, wszyscy stawili się na wrocławskim Dworcu PKP o 7 rano. Tematów do rozmów nie brakowało, niektórzy pokusili się o wypróbowanie miejsc leżących w pociągu Kolei Dolnośląskich („bagażowe” kuszetki do najwygodniejszych nie należą), i ani się obejrzeliśmy, a już wysiedliśmy w Polanicy Zdrój.

Pierwszym celem był sklep spożywczy Eco – niewątpliwie najważniejszy punkt trasy, gdyż dzięki jego wiktuałom wytrwaliśmy na trasie do późnego wieczora. Stamtąd czerwony szlak zaprowadził nas na Wolarz, znajdujący się tylko 5 kilometrów dalej, a przy tym aż pół kilometra wyżej. Było to takie osiągnięcie, że niektórzy aż udawali pralki, żelazka, a nawet drukarki (ach te zabawy integracyjne...)!

Po długiej wspinaczce czekało nas krótkie, ale mordercze zejście w dół. Prawie na łeb na szyję zbiegliśmy, i po krótkiej przerwie na napoje energetyczne i kanapki, ruszyliśmy dalej do Schroniska pod Muflonem. Tam zasiedzieliśmy się nieco dłużej niż planowaliśmy, i prawie w ostatniej chwili zdążyliśmy zrobić rekonesans ośrodków (jak również poinformować sklepy nadchodzącym Rajdzie), i dotrzeć na nocleg do Duszników.

Przyszliśmy długo po zmroku, a jednak był dopiero początek szkoleń. Jako pierwszy, Dawid Wolski (niedoszły wróżbita, twórca elektronicznego systemu do kwaterowania – Kwatermistrz 3000) podzielił się swoim siedmioletnim doświadczeniem w kwaterowaniu. Jesteśmy przygotowani na wszystko! Następnie zajęliśmy się przygotowaniem dekoracji i materiałów promujących SKT.

 

Po ciężkim dniu nadszedł czas na upragniony odpoczynek. Posileni kanapkami, odzyskawszy normalną temperaturę ciała dzięki kubeczkowi dziekańskiego grzańca (zmarzliśmy na trasie), przy serdecznych rozmowach i dźwięku gitar zakończyliśmy wieczór.

 

 

DZIEŃ 2.

Nie minęło nawet kilka godzin, kiedy po ośrodku już rozbiegło się zatrważające hasło – pobudka, szkoleniówki ciąg dalszy! Wyczołgała się ekipa ze śpiworów dość pospiesznie i schodek po schodku rozklejała powieki. W sali spotkań znów kanapki, znów herbatki, znów uczyć się zachciało. Na środek wyszły Kasia i Alina - było w skrócie, na wesoło o rajdowych dziwach. Daliśmy aktorski popis inteligencji kadry organizacyjnej. Wymyślaliśmy rozwiązania, wspominaliśmy doświadczenia, a na końcu sami sobie pogratulowaliśmy, bo, jakby nie patrzeć, wyszli z nas geniusze. Skromni i gotowi ruszyliśmy w trasę.

Arktyczny ziąb zaatakował nas już na progu. Nic nie pomogły skarpety na głowy, szaliki czy polary. Wiało, mroziło, iść nie pozwalało, ale hola hola - nas nic nie złamie! Z planów znikły kilometry, szybszy pociąg jakoś milej się jawił. Leśne marsze, kilka podejść i już witaliśmy dworzec. A trzeba wam wiedzieć, że dworzec był nie byle jaki! Drewniana chałupka niemalże w głuszy przy torach, a przed nią łabędzie – obrońcy - srebrne opony. Przejęła nas ta sztuka, więc z miłości do zwierząt integrowaliśmy się po SKTowsku „gąsienicą” i „pająkiem”. 

Wreszcie wybiła pora, wyjeżdżamy - drużyna rebeliantów - przekleństwo konduktorów. Taką mamy śmieszną przypadłość, że uwielbiamy zajmować całkowitą powierzchnię wszelkich podłóg, schodów i przejść. My tworzymy całe labirynty dla pasażerów! Piramidy z plecaków, ludzkie kanapki, mur chiński z mat. Jest wesoło i wszyscy świetnie się bawią, no przecież. 

W Kłodzku trochę emocji, mała zmiana – przesiadka. Zmieniamy wagon na „bydlęcy”. Wciśnięci w cztery kąty - na sobie, pod sobą, pod plecakiem, na szafie, byle razem - śpiewamy besty ze śpiewnika SKT. Fruwają butelki, gitary i czekolady. Tylko nie Wrocław, nikt nie chce wysiadać!

Szkolenie przeniosło się pod Nasyp. Rozbici jak włóczędzy, przejęliśmy teren i tam nad pizzą zgłębialiśmy zagadnienie rozrywki. Robiło się już późno, towarzystwo się kurczyło, mecz już za niedługo, szkoleniówka zakończona. 

 

Żegnajcie góry! Żegnajcie, ale nie martwcie się, my zaraz wracamy.